CYTAT(Jogurciak @ Sat, 09 Mar 2013 - 13:44) I jak z bobasem i zostawianiem go w domu? Jak organizujecie sobie czas? .ale chyba nie samego ? ja powrot do formy zaczynalam od dlugich nawet i 2,5 godzinnych szybkich spacerow z wozkiem. zwiedzilam kazdy zakamarek swojego miasta i okolicznych lasow, parkow. wprawdzie wozek byl obladowany na maxa pieluchami na zmiane, woreczkami, mlekiem w butelce, woda w drugiej no ale wolalam juz pchac caly majdan niz siedziec w domu lub ograniczac sie tylko do przebiezki wokol bloku. nawet jak karmilam wypusczalismy sie na dalekie kwiecien jest swietna pora na porod coraz cieplej i dlugo mozna byc na dworze z dzieckiem. potem jak kondycja zaczela sie poprawiac chodzilam na basen, wiem, ze to nie to samo, co bieganie ale tez trzeba sobie zorganizowac minimum godzine dla siebie i pewnie mozna biegac juz po 6 tygodniu jesli nic sie nie mialam meza do pomocy i zawsze wymienialismy sie z opieka, a po 5 miesiacach, jak zaczelam pracowac wchodzily w gre tylko pozne wieczory, gdy bobas juz spal i maz byl w domu. ciezko bylo z tymi wymiankami bo maz tez czynnie sport uprawia ale da sie to wszystko zorganizowac. w kazdym razie nie bylam uwieziona w domu.
Przywiązywał psa łańcuchem do mebli. Tłumaczył, że po mieszkaniu biega dziecko. nn, kf 17.02.2022, 06:01 / aktualizacja: 06:18. Udostępnij:
Nawet gdy stoi to podskakuje albo chociaż macha nogą. Je najchętniej na stojąco, bo siedzenie ogranicza ruchy. A jeśli już usiądzie to się kręci i wierci. Ogląda bajkę spacerując, podskakuje, siada, wstaje, znowu podskakuje. Zasypia “chodząc” po łóżku, tupie nogą, klepie ręką, mruczy- cokolwiek byleby wykonać jakich ruch. Ciężku mu usiedzieć w jednym miejscu. W kolejce w sklepie zwraca na siebie uwagę, bo nieustannie coś mówi, zadaje pytania, sięga po wszystko, zaczepia ludzi, kuca, wstaje, podskakuje. Jak nie może się ruszać to intensywnie dyskutuje. W zasadzie jak się rusza to też ciągle gada. Rozglądasz się dookoła i widzisz, że inne dzieci takie ciche, spokojne, stoją grzecznie, czekają, nie wyróżniają się. A twoje? Jak wiewiórka z petardą przywiązaną do nogi- sieje zamęt, przemieszcza się z prędkością światła i dokłada do tego mnóstwo wrażeń dźwiękowych. Brzmi znajomo? Nadaktywność to nie jest ADHD Na początku chciałabym wam wyjaśnić, że dziecko nadmiernie ruchliwe nie musi mieć ADHD. Często potocznie się mówi, że “moje dziecko ma ADHD”, bo jest w ciągły ruchu. Być może kiedyś się okaże, że faktycznie tak będzie. Natomiast ADHD to zespół zaburzeń, które diagnozuje się powyżej 6 roku życia i składa się z trzech elementów: problemów z koncentracją uwagi, nadruchliwością i impulsywnością. Problem jest wtedy, gdy zachowanie dziecka i jego nadmierna aktywność, zaburza normalne funkcjonowanie w środowisku. Więc jeśli twoje kilkuletnie dziecko to istny dynamit, mówimy na razie o nadaktywności psychoruchowej. Ma mnóstwo energii, wszędzie go pełno, skacze, biega, robi fikołki. Nie nadążasz nawet patrzeć co on nowego wyprawia. W sekundę wdrapie się na regał, by za kilka chwil już skakać po łóżku albo biegać po przedpokoju. Dokładnie wiem jak to jest. Drżysz ze strachu, że nie zdążysz zareagować, że w końcu coś sobie zrobi. A jednocześnie nie możesz wyjść z podziwu, że mimo tej prędkości i chaosu ruchów, tak dobrze sobie radzi. Czasami wzdychasz głośno, myśląc “za jakie grzechy? czy to moje dziecko nie mogłoby być jak inne- usiąść i przez godzinę porysować?”. Otóż nie mogłoby. Może porysować ale najlepiej na stojąco, tupiąc nogą i w przerwach robiąc kilka przysiadów. Jak sobie radzić z takim nadaktywnym dzieckiem? Po pierwsze ZAAKCEPTOWAĆ. A być może nawet polubić. Walka z dzieckiem nic nie da. Próba siłowego ograniczania jego aktywności również. Nie zgadzam się z teorią, że jak się nie będzie mu dokładało bodźców albo okazji do wyszalenia się, to będzie spokojniejsze. Owszem, bodźcami trzeba mądrze kierować i minimalizować do jednego, dwóch na raz. Ale nie zabierać. Dziecko aktywne musi tą swoją energię gdzieś zużyć. Inaczej będzie agresywne, jeszcze bardziej niespokojne i dopiero nie da ci żyć. Dlatego nie walcz, nie narzekaj w kółko “boszeee jaki on niedobry, inne dzieci są jakieś normalne”, nie myśl, że twoje dziecko jest nienormalne, gorsze, niegrzeczne. Ono jest jakie jest. Ma dużo energii życiowej, ogromny temperament i silną potrzebę aktywności. To tak jakby w za małym pudełku zamknięto za dużo przedmiotów. Pchają się, żeby wyjść. Tutaj mamy to samo. Jak już udało nam się zaakceptować ten fakt, to czas NAUCZYĆ SIĘ Z TYM ŻYĆ. Co to oznacza? Chodzi głównie o to, żeby ułatwić sobie trochę życie i spróbować ustabilizować wasz dzień. Dziecko, które jest nadaktywne potrzebuje: – stałego rytmu dnia- rutyna jest ważna. Niezależnie od tego jak trudno jest dziecku się jej poddać, ona stanowi dla niego filar. Chodzi o podtrzymywanie stałych punktów. Tobie ułatwi to życie, bo nie będzie codziennej kłótni o to, co robicie po obiedzie albo o której trzeba iść do łóżka. A dla dziecka jest sygnałem, że coś następuje po czymś i nie ma od tego odstępstwa, tylko dlatego, że ono chce akurat pobiegać w kółko zamiast się ubierać. Ja nie mówię, że dzięki temu nagle twoje dziecko będzie spokojne i uległe. Ale zobaczysz, że pomoże uniknąć wielu konfliktów i wprowadzi porządek w chaos, który tworzy twoje dziecko; – konkretów- musicie mieć jasne zasady. Jeśli wiesz, że twoje dziecko je w podskokach, najchętniej otoczone zabawkami, które go rozpraszają to ustalacie “jemy przy stole w kuchni, zabawki zostają w pokoju”. U nas długo panował w tym względzie chaos. Moje rozbiegane dziecko zamiast jeść to przekładało zabawkę z rąk do rąk. Mi się wydawało, że jak się nią zajmie to więcej zje. Błąd. Bywało tak, że zaczynał jeść, w chwili przegryzania wsuwał się pod stół, bo nie mógł już usiedzieć, znowu wychodził, schodził z krzesła, zrobił dwa podskoki i dokańczał jedzenie. Myślałam, że pozwalając mu na to robię dobrze. Skoro nie może wysiedzieć to trudno. Ale jednak to też był błąd. Najlepiej w takich sytuacjach jest bazować na zasadach z przedszkola- nie ma chodzenia w trakcie posiłku, nie ma zabawy. Chwilę trwało zanim doszliśmy do porozumienia ale się udało. Zasada ta dotyczy wszystkich dziedzin życia- “nie biegamy w samolocie”, “nie krzyczymy w samochodzie”, “na spacerze, gdy jesteśmy blisko ulicy to trzymamy rodzica za rękę”. Wpajanie tego od najmłodszych lat, pozwoli na szybkie przyswojenie zasad. Nam pani psycholog doradzała spisanie jasnego regulaminu z ważnymi zasadami panującymi w naszym domu. -planowanie- nadaktywne dziecko ma silną potrzebę porządku. Być może brzmi to dziwnie ale tak jest. Nie możesz powiedzieć “a może pójdziemy do kina, albo jednak na lody, pomyślimy jeszcze, bo może lepiej do parku”. Gwarantuje ci, że dziecko wpadnie w szał, będzie chciało być w tych trzech miejsca na raz. Tak samo jak lepiej nie wpuszczać go do sklepu bez wcześniejszego ustalenia zasad po co tu idziemy, co kupujemy, jak powinniśmy się zachować. Uwierzcie mi, że robię to do dzisiaj a dzieci moje mają 5 lat! Zanim przekroczymy próg sklepu rozmawiamy. Np. “Chłopcy, wchodzimy tylko po masło i mleko. Nie bierzemy niczego z półek, nie uciekamy, trzymacie się za rękę i idziecie blisko mnie. Przy kasie dam wam pieniążki, żebyście mogli sami zapłacić. Pamiętacie jak należy się zachowywać w sklepie? Nie krzyczymy, nie kłócimy się, nie biegamy.” Ja mam dwoje dzieci nadaktywnych, chociaż jedno jest wyraźnie spokojniejsze od drugiego. Więc jeśli wam mówię, że lepiej 100 razy powtórzyć zasady, to znaczy, że tak właśnie jest. Planowanie to również uprzedzanie- o tym gdzie idziemy, jak długo tam będziemy, co dziecku wolno, co jest zabronione w danym miejscu. A co najważniejsze, ustalamy kiedy wychodzimy. Nie sądziłam, że to możliwe ale takie uprzedzanie faktów i planowanie działa. Spróbujcie bez ostrzeżenia zabrać dziecko z sali zabaw. Powodzenia! Ja się umawiam z Chłopakami, że powiem kiedy będziemy się zbliżać do końca i będę mieli ostatnie chwile na szaleństwo. A później jak zawołam to wychodzimy. Jasne zasady, konkretny plan. Można dołożyć do tego jakąś mini nagrodę za to, że tak sprawnie wam poszło. Robienie planów pozwoli uniknąć tworzenia ich przez twoje dziecko. Nie wiem jak u was ale moje nadaktywne dzieci są bardzo kreatywne. Jeśli ja im czegoś nie wymyślę, to one chętnie zrobią to za mnie. I tak na przykład w drodze do sklepu, gdy nie ustalimy, że robimy zakupy i szybko wracamy, dowiaduję się, że idziemy później na plac zabaw, do babci, na rower i na lody. Nie zgadzam się? No to awantura! – konsekwentne respektowanie zasad- to dla mnie najtrudniejszy punkt. Bywam niekonsekwentna, bo moje dzieci mnie tak czasami zdominują i wymęczą niekończącą się bitwą na argumenty, że szukam kompromisu. Jednak od najważniejszych zasad nie odstępuję choćby nie wiem co. Jak konsekwencja to i kary. Wiem, że to niezbyt ładne słowo dlatego dla tych bardziej wrażliwych użyję stwierdzenia “naturalna konsekwencja”. Mimo przypomnienia dziecko szaleje w sklepie, ucieka i zgarnia wszystko z półek- w takim razie wychodzimy. Nieważne, że miałaś kupić coś ważnego. Jak się uspokoi to może wejdziecie ponownie. -pozwolenie na trochę szaleństw- dziecko nadaktywne musi mieć możliwość wybiegania się. Ja się śmieje, że trochę jak chomik w kółku, swoją porcję ruchu musi dostać. Dlatego rower, hulajnoga, piłka nożna, trampolina, badminton, basen, długie spacery- wybieraj. Pewnie brzmi to zabawnie, ale często u nas pada takie zdanie “to gdzie się wybieramy dzisiaj, żeby ich (dzieci) wybiegać?”. Dni bez aktywności są straszne. Tydzień chorowania dzieci w domu to kara zarówno dla nich jak i dla mnie. Z nudów i ograniczonej możliwości spożytkowania swojej energii mało murów nie przestawią. Dlatego nakładaj wygodne buty i w drogę. -oswojenie innych z tym jakie jest twoje dziecko- trudne zadanie. Niestety dziecko nadaktywne zawsze będzie się wyróżniać- w przedszkolu, w sklepie, na ulicy, w rodzinie. Niejednokrotnie dowiesz się, że sprawia problemy albo jest niegrzeczne. Chyba nie ma na to złotego środka. Pocieszeniem jest fakt, że większość dzieci z wiekiem uczy się panować nad tymi zachowaniami. Najczęściej do wieku szkolnego trochę się uspokajają. Trzeba rozmawiać, tłumaczyć i czasami dać sobie luz. Tak jak w punkcie pierwszym-zaakceptować. – pomyślcie o terapii integracji sensorycznej- jeśli czujesz, że twoje dziecko jest mocno inne niż rówieśnicy a jego nadaktywne zachowania są intensywne i nieco odbiegają od tego, co uważasz za normę to zgłoś się do specjalisty. My korzystamy z tej terapii. Uważam ją za bardzo skuteczną i dobrą. Czasami to właśnie zaburzenia integracji sensorycznej (w uproszczeniu odbierania bodźców dotykowych, smakowych, zapachowych) powoduje takie a nie inne reakcje dziecka. Uffff… trochę się rozpisałam. Chciałam wam tylko przekazać, że wasze dziecko jest normalne. Nawet jeśli trochę inne i bardziej krąbrne od innych. Nie miejcie wyrzutów sumienia, że zdarza wam się zazdrościć innym rodzicom ich grzecznych dzieci. Mały, aktywny Diabełek potrafi wymęczyć kilka osób na raz a co dopiero jedną mamę czy tatę. Czasami zwyczajnie ciężko nam nadążyć za naszym dzieckiem i czujemy się bezsilni. Nie ma w tym niczego niewłaściwego. Ale zanim będziecie się dziwić skąd to dziecko ma tyle energii, spójrzcie na siebie albo na swojego partnera, zapytajcie jego rodziców jaki był w dzieciństwie. U nas nie ma wątpliwości skąd moje dzieci mają trudności z usiedzeniem w miejscu. Wystarczy spojrzeć na ich tatę, który do dzisiaj ma życiowe ADHD. Uwielbia być aktywny, kręcą go niebezpieczne sporty, gdzie adrenalina skacze pod sufit, a leżenie z książką bez ruchu chyba by go zabiło. Dzisiejsze dzieci mają trochę trudniej. Mężu w dzieciństwie skakał po drzewach, od rana do nocy był na podwórku i mama nie biegała za nim krzycząc “uważaj, bo się spocisz”. Ganiał po lesie, jeździł bez nadzoru na rowerze, skakał z garaży, kopał piłkę. Nasze dzieci mają mniej ruchu. Nie wypuszczamy ich samych na podwórko. Nie biegają cały dzień z kolegami. Myślę, że to utrudnia tym nadaktywnym codzienne życie.
Można je rozpoznać po nalepce z piktogramem. Niemowle i dziecko w taksówce – jak je przewozić? Zgodnie z przepisami w licencjonowanej taksówce dziecko może być przewożone bez fotelika, ale w przypadku tzw. przewozu osób (np. Uber, Bolt) jest on już wymagany. Zgodnie z prawem nie zawsze oznacza jednak bezpiecznie.
CYTAT(domi @ Fri, 04 Nov 2011 - 10:07) Proszę o poradę. Moi rodzice mają wspólnie mieszkanie własnościowe oraz działkę. Ojciec zmarł w tym roku. Mama dowiedziała się od sąsiadki, ze musi zrobić sprawę spadkową w Sądzie aby przepisać połowę po zmarłym mężu, na siebie. Mama słysząc słowo "sąd", popadła w panikę. Przeraża ją bieganie po sądach. Proszę o informację co i jak należy zrobić by nieruchomości były przepisane na mamę? Czy w ogóle musi coś robić? Są jakieś konsekwencje pozostawienia sprawy jak jest?takbo musi, nic nie ma z urzędu oraz z faktu, że się było współmałżonkiemprzeprowadzenie sprawy spadkowej, jest najczęściej formalnością, jeśli wszyscy są w sprawie jednomyślnipo śmierci Twojego taty dziedziczą po nim Twoja mama oraz Ty i Twoje ewentualne rodzeństwopoczytaj tubez postępowania spadkowego, które ureguluje sprawy własności nie bedzie można nic zrobić z tym mieszkaniem, czyli np sprzedaćale może nasza forumowe prawniczki jeszcze uściślą, boW dniu 18 marca Sejm RP uchwalił zmiany do Kodeksu Cywilnego, które weszły w życie po 6 miesiącach czyli we wrześniu, tu poczytaj
Zapyta o występowanie poprzedzających utykanie zakażeń górnych dróg oddechowych, przewodu pokarmowego ( biegunki ), dróg moczowych (częste oddawanie moczu, pieczenie w trakcie oddawania moczu), ugryzienia/ukłucia przez owady lub kleszcze. W kolejnym etapie zada pytania o inne objawy, takie jak gorączka, drażliwość, niepokój
Mama wraz z 20+letnią siostrą mieszka w zadłużonym mieszkaniu już od dawna, mieszka tam za babcię (która zrzekła się praw do mieszkania i się wymeldowała), jest to mieszkanie spółdzielcze. Ja wraz z dwiema innymi siostrami nie mieszkamy już od 7 lat z mamą, długi czynszowe narosły już, jak byłyśmy dziećmi, częściowo spłacane. Dług za czynsz wynosi ok (20 tys. zł), komornik już jest w toku. Mama zgłosiła nas, że nie mieszkamy z nią i nie przebywamy w kraju. Pytanie jest, czy grozi nam ściąganie długów przez komornika? I czy jak wrócimy do kraju, czy będziemy ścigani za długi rodziców za czynsz? czy lepiej wejść samemu w dług i pomóc spłacić rodziców dług? Proszę doradzić najlepsze rozwiązanie i jak według prawa można to rozwiązać? i czy jest coś takiego jak przedawnienie długu za czynsz? Dziękuję uprzejmie. Przedawnienie czynszu w spółdzielni mieszkaniowejKto ponosi odpowiedzialność za zapłatę czynszu?Czy można otrzymać długi czynszowe w spadku?Jestem zameldowana w mieszkaniu, ale tam nie mieszkam, czy ponoszę odpowiedzialność za czynsz?Czy dzieci odpowiadają za długi mieszkaniowe rodziców?Czy długi czynszowe można odpracować?Umowa o odpracowanie długów powstałych z czynszuPodsumowanieWzór wniosku o umorzenie zadłużenia czynszowegoProśba o rozłożenie na raty zadłużenia z tytułu czynszu Przedawnienie czynszu w spółdzielni mieszkaniowej DŁUGI CZYNSZOWE / przedawnienie / dziedziczenie / odpowiedzialność Jeśli chodzi o przedawnienie długu za czynsz, to czynsz mieszkaniowy to tzw. roszczenie o zapłatę czynszu najmu, które jest roszczeniem o świadczenie okresowe. Oznacza to, że czynsz mieszkaniowy podlega trzyletniemu terminowi przedawnienia na mocy artykułu 118 Kodeksu postępowania cywilnego. Jednak oznacza to także, że opłata za każdy miesiąc, przedawnia się w swoim własnym terminie. Także roszczenie o spłatę odsetek ustawowych przedawnia się jak roszczenie o świadczenie okresowe. Według artykułu 119 Kodeksu postępowania cywilnego, terminy przedawnienia nie mogą być ani skracane, ani przedłużane, a więc zawsze w tym roszczeniu obowiązuje termin 3 lat. Natomiast termin przedawnienia rozpoczyna bieg wraz z dniem wymagalności roszczenia, czyli w dzień po upływie termin płatności świadczenia. Mówiąc obrazowo, jeśli czynsz ma być wpłacony do 10-tego dnia każdego miesiąca, a nie został wpłacony, to wymagalność roszczenia liczy się od 11-tego dnia tego miesiąca, w którym nie dokonano wpłaty na czynsz mieszkaniowy. Ważne jest, aby wiedzieć, że roszczenie przedawnione nie przestaje obowiązywać, a jest przekształcone w zobowiązanie naturalne. Oznacza to, że wierzyciel może domagać się spłaty długu i skierować sprawę do sądu cywilnego. A dłużnik nie będzie mógł zażądać w takiej sytuacji zwrotu spełnionego świadczenia, z racji tego, że zadośćuczynił roszczeniu przedawnionemu na mocy artykułu 411 punkt 3 Kodeksy postępowania cywilnego. Dłużnik z faktu przedawnienia długu czynszowego może skorzystać, zanim wierzyciel skieruje sprawę do sąd, ale również, gdy został już poinformowany o sprawie sądowej. Z tym że wierzyciel kierujący sprawę o zapłatę należności przedawnionych musi liczyć się z przegraną przed sądem. Kto ponosi odpowiedzialność za zapłatę czynszu? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by było zajrzeć do konkretnej umowy najmu, ponieważ tzw. czynsz jest rozumiany jako opłata za wynajem albo jako czynsz na rzecz wspólnoty mieszkaniowej, gminy itd. Ale ogólnie rzecz biorąc do zapłaty czynszu, jest zobowiązany każdy najemca mieszkania. Według artykułu 366 paragraf 1 Kodeksu postępowania cywilnego wszyscy najemcy są zobowiązani solidarnie do zapłaty czynszu wraz s opłatami dla wierzyciela, czyli wynajmującego lokal. Jeśli w mieszkaniu mieszka np. 4 osoby, ale tylko jedna dokonuje opłaty, to na mocy artykułu 376 paragraf 1 może zażądać ta osoba, aby pozostałe 3 osoby po ¼ kwoty czynszu tenże czynsz opłacały. Nawet jeśli współlokatorzy nie są stroną umowy najmu to, jeśli są osobami pełnoletnimi i mieszkają razem z najemcą na stałe, to muszą solidarnie z najemcą płacić czynsz w ustalone części na mocy artykułu 688 paragraf 1 KPC. Warto jednak wiedzieć, że zamieszkiwanie to co innego niż zameldowania. Nawet jeśli ktoś jest zameldowany w lokalu, ale nie mieszka w nim, to nie oznacza, że musi płacić czynsz. Chyba że jest jedynym najemcą. Czy można otrzymać długi czynszowe w spadku? Odziedziczyć można i mieszkanie w spadku i długi czynszowe w spadku. Dlatego, zanim podejmie się decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu spadku, warto sprawdzić, czy na mieszkaniu nie ciążą zaległości, na przykład długi czynszowe, które nie kwalifikują się do umorzenia. Na mocy artykułu 922 paragraf 1 Kodeksu postępowania cywilnego, zarówno prawa i obowiązki majątkowe zmarłego przechodzą w chwili jego śmierci na jedną lub kilka osób. Tutaj już jest kwestia tego, czy był spisany testament, kto był w nim uwzględniony, albo czy jest to dziedziczenie wedle stopnia pokrewieństwa. Na przykład spadkobiercami ustawowymi są współmałżonek i dzieci. W wypadku, gdy odziedziczone mieszkanie posiada długi czynszowe, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: co się bardziej opłaca: spłacić długi i mieć mieszkanie, czy mieszkanie jest mniej warte od wysokości długów. Każdy spadkobierca może odrzucić spadek, zwłaszcza gdy są to długi w spadku, ale wtedy odrzuca się cały spadek, czyli też inne elementy, które np. są wartościowe. Trzeba też pamiętać, że w związku z nowelizacją przepisów z Kodeksu cywilnego z października 2015 roku, jeśli w ciągu 6 miesięcy od dnia, kiedy spadkobierca dowiedział się o śmierci spadkodawcy, nie podejmie się akcji np. oświadczenia o odrzuceniu spadku, to jest to równoznaczne z przyjęciem spadku z dobrodziejstwem inwentarza, czyli w tym wypadku z długami czynszowymi. Jestem zameldowana w mieszkaniu, ale tam nie mieszkam, czy ponoszę odpowiedzialność za czynsz? Przy odpowiedzialności za zapłatę czynszu, bardzo ważne jest pojęcie zamieszkania, ponieważ osoby mieszkające w lokalu, są zobowiązane do opłaty czynszowej. Na mocy artykułu 366 paragraf 1 Kodeksu postępowania cywilnego, najemcy są zobowiązani solidarnie płacić czynsz wraz z innymi opłatami wynajmującemu. Ale nawet jeśli ktoś nie jest stroną umowy najmu, a mieszka w mieszkaniu i jest osobą pełnoletnią, to ma obowiązek solidarnie płacić czynsz za mieszkanie – artykuł 688 paragraf 1 i 2 Kodeksu postępowania cywilnego. Zameldowanie a zamieszkanie, to dwie różne rzeczy. Odpowiedzialność za czynsz mieszkaniowy ponoszą tylko osoby, które na stałe mieszkają w lokalu. Zameldowanie w lokalu można traktować jako dowód, że ktoś mieszka w lokalu, ale bez świadków i tak tego nie udowodnimy. Wedle definicji, zamieszkanie to mieszkanie w określonej miejscowości, pod określonym adresem z zamiarem stałego przebywania – artykuł 6 ustęp 1 Ustawy o ewidencji ludności. Zameldowanie na mocy artykułu 8 ww. ustawy, to przebywanie w tym samym miejscu przez co najmniej 3 miesiące i to nieprzerwanie. Dlatego ponosi się odpowiedzialność czynszową za miejsce, w którym faktycznie się mieszka. Czy dzieci odpowiadają za długi mieszkaniowe rodziców? Jeśli chodzi o odpowiedzialność dzieci za dług czynszowy rodziców, to zależy. Jeśli rodzice zmarli i dziecko w spadku dziedziczy zadłużone mieszkanie, to jeśli dziecko przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza, to przyjmuje i mieszkanie i długi mieszkaniowe. Ale jeśli rodzice żyją, a komornik pojawia się u pełnoletniego dziecka, to sprawa ma się inaczej. Przede wszystkim, to zależy czy pełnoletnie dziecko zamieszkuje z rodzicami, czy nie. Bo jeżeli zamieszkuje, to artykuł 688 Kodeksu postępowania cywilnego mówi, że każda osoba zamieszkująca na stałe, która jest pełnoletnia, odpowiada solidarnie za zapłatę czynszu i innych należnych opłat. Dlatego też można powiedzieć, że nawet gdy rodzice nie oczekiwali, że dziecko będzie dokładać się do czynszu, to prawnie taki obowiązek istnieje i dziecko odpowiada za długi mieszkaniowe tak samo, jak rodzice. Wyjątkiem może być artykuł 4 ustęp 6 Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, gdzie zapisano, że za opłaty spółdzielcze prawa do lokali odpowiadają solidarnie (…) osoby pełnoletnie stale z nimi mieszkające w lokalu z wyjątkiem pełnoletnich zstępnych (dzieci), które pozostają na ich utrzymaniu. Można więc powiedzieć, że wyjątkiem jest, gdy dziecko jest pełnoletnie, ale nie pracuje i jest na utrzymaniu rodziców, to wtedy za długi mieszkaniowe rodziców nie odpowiada. Czy długi czynszowe można odpracować? To zależy, odpracowanie długu czynszowego nie zawsze jest możliwe. Niektóre miasta w Polsce jak Łódź, Legnica, Siemianowice Śląskie pozwalają swoim mieszkańcom odpracować długi czynszowe. Przykładowo w Łodzi, każda przepracowana dla miasta godzina, to 15 złotych długu mniej. Ale ta możliwość dotyczy tylko długów za czynsz w mieszkaniach komunalnych. Odpracować taki dług można sprzątając miasto, dbając o miejską zieleń czy nawet pracując w szkołach i instytucjach kulturalnych. Nie zawsze jest to praca fizyczna, może to być też praca umysłowa. Jednakże w większości miast, w których funkcjonuje taki program, warunkiem przystąpienia do niego jest spłacanie czynszu na bieżąco, aby nie mieć już większych zaległości. Dzięki temu długi nie rosną, a regularnie się zmniejszają. Jednak to, czy istnieje taka możliwość, trzeba sprawdzić w każdym Urzędzie Miasta samemu bowiem nie wszystkie miasta i gminy dają taką możliwość swoim mieszkańcom. Umowa o odpracowanie długów powstałych z czynszu Umowa o odpracowanie długów powstałych z zaległego czynszu Podsumowanie Droga Adrianno, czy odpowiadacie za dług czynszowy swojej mamy? NIE! ponieważ nie mieszkacie w tym zadłużonym mieszkaniu ani nie jesteście tam zameldowane. Jeśli zadłużenie będzie się powiększać, to Twoja mama, zarówno, jak i Twoja siostra, mogą z tego mieszkania być wyrzucone. Gdzie wtedy będą mieszkać? Wydaje mi się, że powinnyście obie pomóc mamie i spłacić zaległy czynsz. Zawsze można wystąpić do spółdzielni mieszkaniowej, czy administracji i zapytać o możliwość rozłożenia tego długu na dogodne dla Was raty. Poza tym, jeśli Twoja mama ma emeryturę lub rentę, bądź inne świadczenie, które otrzymuje od Państwa, to komornik będzie próbował zająć część tego świadczenia. Zwróćcie też uwagę na przedawnienie długu za czynsz mieszkaniowy. Wzór wniosku o umorzenie zadłużenia czynszowego Wzór wniosku o umorzenie zadłużenia czynszowego Prośba o rozłożenie na raty zadłużenia z tytułu czynszu Prośba o rozłożenie na raty zadłużenia z tytułu czynszu Wybrane specjalnie dla Ciebie: Dostałam pismo z sądu o zadłużonym mieszkaniu – niepłacony czynsz Mam długi czynszowe za mieszkanie, jak je UMORZYĆ Dług CZYNSZOWY – odpowiedzialność dzieci + KIEDY przedawnienie Co może KOMORNIK i jakie ma uprawnienia? UZBRÓJ się w WIEDZĘ Sprawa sądowa o niepłacenie czynszu – czego się spodziewać? Oceń mój artykuł: (1 votes, average: 5,00 out of 5)Loading...
Dziecko swobodnie biega po pokoju w jednym kierunku. Na zawołanie: Do gniazda! – staje przed gniazdem i wykonuje skok obunóż – wskakuje do koła. f) Ćwiczenie uspokajające – Relaks z piórkiem. Dziecko leży na plecach, kładzie piórko na klatce piersiowej – wykonuje wdech nosem, wydech ustami. 6. Karta pracy
"Dzieci potrzebują stabilizacji, więc trzeba wynająć coś na dłużej, a nie zmieniać lokal co pół roku. Więc zmienia się nie tyle system wynajmowania, co w ogóle sposób mieszkania" - o wynajmowaniu mieszkania z dziećmi rozmawiamy z bohaterką kolejnego odcinka naszego cyklu. Tym razem chcieliśmy pokazać, jak wygląda życie “Na wynajmie” z dzieckiem. Odwiedziliśmy Martę Wajdę i jej syna Janka w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie znajdującym się w kamienicy z lat 50. położonej w zaciszu jednego z podwórek. Marta nie przepada za nowym budownictwem, lubi wysokie sufity, duże okna oraz ceni sobie fakt, że w takich budynkach tworzą się lokalne społeczności. Jest szefową kuchni i współwłaścicielką firmy cateringowej Gado, a niedługo jej przekąsek będzie można spróbować w nowym miejscu na mapie Warszawy. Marta i Janek wynajmują mieszkanie na warszawskim Mokotowie Foto: Piotr Kaczor Oliwia: Wspomniałaś, że mieszkasz tutaj od 5 lat. Jakie są twoje wcześniejsze doświadczenia i w jaki sposób udało ci się znaleźć akurat ten adres? Marta: Mieszkałam w różnych miejscach: na Mokotowie, na Powiślu, na Ochocie, na krakowskim Kazimierzu i w centrum. To zawsze były wynajmowane mieszkania, w różnych konfiguracjach: samemu, ze znajomymi, z psami i kotami, z dzieckiem, bez dziecka. Michał: Co zmieniło pojawienie się dziecka w kontekście wynajmowania? Marta: To jest złożony temat. W momencie, w którym pojawia się dziecko nie możesz zamieszkać do końca tam, gdzie chcesz. To nie jest takie proste, zwłaszcza gdy zaczyna proces edukacji, nie możesz do końca mieszkać tam, gdzie chcesz. Przez 2,5 roku jeździłam z Jankiem z Mokotowa na Powiśle. Nie mam prawa jazdy, najpierw mi się wydawało, że to przecież jeden autobus, że co to dla mnie, ale jednak nie. Teoretycznie można zmienić szkołę, ale to też nie jest takie proste ze względu na rejonizację, dlatego tak długo szukałam tego mieszkania, jednym z warunków było to, żeby Janek mógł sam jeździć do szkoły. Oprócz lokalizacji ważna jest też przestrzeń. Gdybym mieszkała sama i stwierdziła, że np. muszę oszczędzać, mogłabym się przenieść do tańszej kawalerki w innej lokalizacji. Jesteśmy we dwójkę i potrzebujemy mieszkania, w którym każdy ma swoje miejsce, tym bardziej, że Janek ma już 11 lat i jest nastolatkiem. Dystanse między domem, a szkołą są bardzo ograniczające, tak jak koledzy mieszkający w okolicy czy zajęcia dodatkowe. Poza tym dzieci potrzebują stabilizacji, więc trzeba wynająć coś na dłużej, a nie zmieniać lokal co pół roku. Więc zmienia się nie tyle system wynajmowania, co w ogóle sposób mieszkania. Przeprowadzaliśmy się z Jankiem czterokrotnie i uważam, że to są duże zmiany dla dzieci. Marta prowadzi firmę cateringową Gado Foto: Piotr Kaczor Wszystkie sprzęty AGD są własnością Marty Foto: Piotr Kaczor Kuchnia została wyremontowana przez Martę na koszt właścicieli Foto: Piotr Kaczor W kuchni nie brakuje półek i schowków Foto: Piotr Kaczor Michał: To duża przestrzeń położona w atrakcyjnej okolicy. Ile ty płacisz za to mieszkanie? Marta: Około 2500 zł. Wiem, że to bardzo mało, pewnie gdybym wynajmowała je dziś to byłoby ok. 3 tys. Natomiast mieszkam tutaj od 5 lat i gdy się wprowadzałam, nie wyglądało tak jak dziś. Naprawdę sporo w nim zmieniłam. W kuchni był trzystopniowy podwieszany sufit. W pokoju stary zestaw wypoczynkowy i 3 szafy, które zagracały przestrzeń. Dużo starych mebli w stylu lat 90. Szafki kuchenne były trochę przegniłe na dole, a na całej ścianie były takie same straszne kafelki, jak te na podłodze. Na początku to mieszkanie w ogóle mi się nie podobało, ale właścicielka powiedziała, że nie jest przywiązana do wyposażenia, więc mogłam wszystko wyrzucić i wyremontować przestrzeń zrobić po swojemu. Właściciele pokryli koszty remontu, które wyniosły ok. 4 tys. zł, bo zdecydowałam się na meble kuchenne z najprostszej linii Ikea. Sama jednak zainwestowałam w sprzęt AGD – zmywarka, pralka, lodówka i piekarnik są moje, płyta kuchenna też, ale ona tu zostanie, bo jest wmontowana w blat. Oliwia: Często spotykamy się z argumentem, że nie warto inwestować w nieswoje mieszkanie. Nie przerażało cię to, że musisz kupić sprzęt AGD i meble? Marta: Wychodzę z założenia, że skoro tutaj mieszkam, to dbam o swoją przestrzeń i to jest moje mieszkanie, nawet jeśli na papierze jest inaczej. Zresztą gdybym chciała się wyprowadzić, to lampy i mobilne części wyposażenia zabiorę ze sobą. Wkurza mnie, że w Polsce nie ma systemu wieloletniego wynajmu, jak choćby w Berlinie, tylko zdarza się tak, że co parę lat trzeba się przeprowadzać. Mam bardzo dużą potrzebę posiadania domu, a żeby go stworzyć potrzeba czasu – to nie jest kwestia kilku miesięcy lub roku. Zdarzało mi się, wynajmować mieszkanie na krótko i nie wymieniać w nim rzeczy, ale z dzieckiem to jest znacznie trudniejsze. Kuchnia jest idealnym miejscem spotkań Foto: Piotr Kaczor Mieszkanie jest eklektyczne Foto: Piotr Kaczor Nie brakuje ozdobnego szkła Foto: Piotr Kaczor Marta podkreśla, że to jej mieszkanie, choć nie jest jej własnością na papierze Foto: Piotr Kaczor Zabawne filiżanki na kawę Foto: Piotr Kaczor Oliwia: Odnoszę wrażenie, że matkę z dzieckiem, która wynajmuje mieszkanie czasem postrzega się jak lokatorów ze zwierzętami. Czy spotkałaś się z tym, żeby wynajmujący miał problem z wynajęciem ci mieszkania? Marta: Nigdy nie miałam takiej sytuacji, ani nie wpadłam na pomysł, żeby kogoś informować o tym, że będę mieszkać z synem. Myślę, że wynajem mieszkania przez matkę z dzieckiem to wyzwanie finansowe. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która przeniosła się do Berlina, że w Polsce nie opłaca się wynajmować mieszkania w pojedynkę, a jak się jest samotną matką z dzieckiem to już w ogóle masakra. To bardzo drogie, do kosztów najmu dochodzą przecież media, internet, telefon, wywóz śmieci - strasznie dużo hajsu. Oliwia: Sama się nad tym zastanawiałam. Mam przecież nie najgorszą pensję i stałą pracę, ale jak pomyślę, że byłabym sama z dzieckiem, w dodatku bez pomocy finansowej ojca, to wynajem wygodnego mieszkania w aktualnych warszawskich realiach to byłaby jakaś abstrakcja. Marta: Moja wychowała dwójkę dzieci w 40 metrowym mieszkaniu bez pomocy ojca, ale w tym momencie trudno mi sobie wyobrazić takie rozwiązanie. Oboje z Jankiem potrzebujemy osobnej przestrzeni, w której każde z nas może się zamknąć. Warszawskie ceny to jest dramat, ostatnio koleżanka cieszyła się, że znalazła zajebiste mieszkanie 56 m przy Al. Niepodległości za 3100 zł. Powiedziałam jej, że nie ma się z czego cieszyć. Mam nadzieję, że właściciele mieszkania nie zrezygnują z wynajmu, bo na myśl o przeprowadzce cierpnie mi skóra. Oliwia: Regularnie przeglądam ogłoszenia i cena nawet małych mieszkań o w miarę przyzwoitym standardzie zaczyna się od 2 tys. zł., a do tego dochodzą opłaty. Nawet jeśli się zarabia ok. 5 tys. zł na rękę, to mając na utrzymaniu jeszcze dziecko, ciężko o komfortowe życie. Marta: Jak zarabiasz 5 tys. zł i masz dziecko to mieszkasz w Ząbkach. Nie byłabym w stanie się utrzymać, oczywiście przeżyłabym, ale byłoby to właśnie przeżycie. W mieszkaniu jest pełno światła Foto: Piotr Kaczor W pokoju Marty znajduje się balkon Foto: Piotr Kaczor Na parapetach i szafkach są poustawiane rośliny Foto: Piotr Kaczor Marta i Janek Foto: Piotr Kaczor Michał: Skoro nieźle zarabiasz, masz firmę i wychowujesz syna, to dlaczego po prostu nie kupisz sobie mieszkania na kredyt? Marta: Bo mnie nie poj*bało, ale znam ludzi, którzy tak robią. Kredyt na 25 lat na mieszkanie pod Warszawą tuż przy torach kolejowych. What the f*ck! Ciężar kredytu widzę na przykładzie mojej mamy, która jest już na emeryturze. Niedawno policzyła, że jak Janek będzie dorosły, czyli za 7 lat, skończy spłacać swój kredyt na mieszkanie. Ona ma wolny zawód, więc pewnie będzie pracować do końca życia, nieźle zarabia, ale już nie tak jak kiedyś i widzę, że płaci te raty z bólem serca, choć wzięła kredyt we frankach w najlepszym okresie na taką decyzję. Gdy zaczął się kryzys frankowy i skoki walutowe, moja mama dostawała nerwicy, nawet gdy jej raty nie szły bardzo w górę – to jest bycie więźniem systemu. Gdy to widzę zastanawiam się, skąd mam wiedzieć jak będzie wyglądało moje życie za 25 lat, skoro nie wiem, co będę robić za pół roku. W mieszkaniu na kredyt widzę ciągłą presję i obawę o to, że jak nie zapłacisz trzech rat, to świat się skończy. Znam takich ludzi zniszczonych przez kredyt i wiem, jak bardzo to determinuje całe życie. Poza tym ceny są tak wysokie, że za 300 tys. zł w dobrej lokalizacji można kupić tylko bardzo małe mieszkanie. Gdybym się miała zabrać za cały proces przyznawania kredytu, to chciałabym w efekcie kupić mieszkanie w dobrej lokalizacji, które naprawdę by mi się podobało. Nie chcę być skazana na półśrodki podyktowane przez bank. Janek wśród swoich klocków Lego Foto: Piotr Kaczor Drzwi między pokojami Marty i Janka są zamknięte Foto: Piotr Kaczor Strefa klocków Foto: Piotr Kaczor Są też piłkarzyki Foto: Piotr Kaczor Książki Janka Foto: Piotr Kaczor Figurki mają swoje specjalne półki Foto: Piotr Kaczor Foto: Piotr Kaczor Zgeometryzowana forma lamp zwraca uwagę Foto: Piotr Kaczor Oliwia: Taki metraż w tych najbardziej rozchwytywanych lokalizacjach to koszt 1,5 – 2 mln zł. Marta: Dla mnie rozmowa o cenach mieszkań w Warszawie to jak dyskusja o tym, czy wolelibyśmy polecieć na Marsa, czy na Księżyc. Jeśli nie wygrasz na loterii, albo nie odziedziczysz fortuny, to masz naprawdę minimalną szansę, żeby kupić dobre mieszkanie. To jest absurdalne. Pewnie mam zdolność kredytową, ale zobowiązanie się do zakupu czego, czego nie będę pewna w 100 proc. wydaje mi się bez sensu. Dzięki temu, że wynajmuję, mogę niemal z dnia na dzień zmienić swoje życie, wyjechać. W mieszkaniu Marty i Janka nie brakuje uroczych detali Foto: Piotr Kaczor Pudełka i książki są rozstawione w nieoczywistych miejscach Foto: Piotr Kaczor Składane taborety sprytnie pełnią funkcję stolika nocnego Foto: Piotr Kaczor W pokoju Marty można znaleźć kontynuację kolekcji szkła z kuchni Foto: Piotr Kaczor Michał: A twoja rodzina i ojciec Janka nie mają problemu z tym, że wciąż wynajmujesz? Albo czy znajomi cały czas ci nie gadają, że: „o Jezu, ty masz dziecko, a cały czas wynajmujesz, to takie smutne”? Marta: Są takie rozmowy. Oczywiście miło byłoby mieć mieszkanie, ale nie uważam tego za coś, co w jakikolwiek sposób determinuje moje życie. Nie chcę, żeby chęć posiadania zdominowała wszystko, nie chcę pracować tylko po to, żeby spłacać kredyt. Moja mama jest bardzo wspierającą osobą, docenia to, co robię, a ponieważ sama boryka się z kredytem, nie przymusza mnie do tego samego. Trzeba też powiedzieć uczciwie, że ja gdzieś tam z tyłu głowy mam wizję, że odziedziczę jakieś mieszkanie. Niemniej perspektywa, że może kiedyś coś dostanę nie powoduje, że leżę na kanapie i nic nie robię. Co do ojca mojego dziecka - on nie może się wypowiadać, bo sam mieszka w bardzo dziwnych miejscach. Z kolei większość moich znajomych też wynajmuje mieszkanie. To głównie ludzie wolnych zawodów, którzy się przemieszczają, więc to jest w tym środowisku dość naturalne. Oliwia: W moim otoczeniu są osoby, które przeżywają kryzys wynajmowania, w związku z tym na jakich właścicieli trafiają. Na początku wszystko jest w porządku, a po jakimś czasie okazuje, że koszty, które miały być wliczone w czynsz jednak są inne. Marta: Wydaje mi się, że mamy bardzo roszczeniowe podejście do różnych rzeczy i podchodzimy tylko z perspektywy jak dużo jeszcze możemy dostać. Ja podchodzę do wynajmu w ten sposób, że otrzymuję przestrzeń, którą zaczynam traktować jak swoją, staram się dać coś od siebie - tworzę je, nie oczekuję, że wszystko będzie za mnie zrobione. Jak kupisz sobie mieszkanie to też się może okazać, że rury są popsute, sufit odpada, a sąsiedzi są trudni. Będą takie same problemy, tylko trzeba będzie sobie z nimi poradzić samemu. Zakup perfekcyjnego mieszkania to mit. Gdy do ceny mieszkania dodasz koszt notariuszy, pośredników, męczenia się miesiącami z ekipą remontową to nagle się okaże, że koszty są o wiele wyższe niż początkowo założenia. Potem okazuje się, że wszystko nie wygląda tak, jak miało wyglądać i meblowanie trwa jeszcze kilka lat. Więc ja wolę wynajmować. Tylko dwa mieszkania w życiu wynajęłam korzystając z ogłoszeń typu gazetowego, o pozostałych dowiadywałam się od znajomych i uważam, że to jest lepsza opcja. Gdy stwierdziłam, że chcę się przenieść, cierpliwie czekałam aż pojawi się satysfakcjonujące mieszkanie. Stolik z sukulentami Foto: Piotr Kaczor Książki o jedzeniu Foto: Piotr Kaczor Stolik nocny Foto: Piotr Kaczor Oliwia: Wydaje mi się, że problem jest złożony. Z jednej strony na rynku jest bardzo drogo, więc każdy chce płacić mniej, z drugiej strony najem nie jest sprofesjonalizowany, więc to jest loteria, na jakie mieszkanie i jakich wynajmujących się trafi. Marta: To jest jak z historią związaną z koronawirusem i żelem do mycia rąk. Każdy patrzy na inne ceny i podwyższa swoją. Inna sprawa, że wynajmowanie mieszkań też nie jest łatwe Wy i ja należymy do specyficznej grupy najemców, ale ogólnie to trudna grupa. Moja rodzina wynajmowała innym mieszkanie na Powiślu przez 3 lata i mogę wam powiedzieć, że tam się naprawdę wydarzyło wszystko: wizyty policji, barykadowanie się w środku, nie płacenie, niszczenie. Mój znajomy opowiadał, że w Poznaniu wynajął odziedziczone mieszkanie studentom i pierwsze co, to zrobili na parapetówce ognisko na środku, są tysiące takich historii. Tak że obie strony są zacietrzewione – i wynajmujący i najemcy i wraca problem braku systemu, który jakoś by to organizował. Jako społeczeństwo, nie mamy wpojonych żadnych zasad moralnych i przez to obrywamy rykoszetem. Oliwia: Mam znajomą, do której właściciel co miesiąc przychodził po pieniądze w gotówce, dopiero po roku stwierdził, że zna ją na tyle, że może zaufać przelewom. Absurdów nie brakuje, do tego to wszystko jest utopione w takim sosie tego, kto ma nad kim przewagę. Marta: Nie wyobrażam sobie, żeby właściciele regularnie do mnie przychodzili, szanują moją prywatność, oczywiście gdyby mnie uprzedzili, nie miałabym problemu z wizytą. Znam jednak lokatorów, którzy mają tak, że co miesiąc ktoś przychodzi po czynsz i sprawdza mieszkanie i historie o właścicielach mieszkań, którzy pojawiają się pod nieobecność mieszkańców. Kwiaty na parapecie Foto: Piotr Kaczor Malowana komoda w przedpokoju Foto: Piotr Kaczor Wnęka w ścianie z lustrem już była w mieszkaniu, gdy Marta je wynajmowała Foto: Piotr Kaczor Kolekcja talerzy na ścianie Foto: Piotr Kaczor Michał: Nie przeszkadza ci to, że ktoś na tobie zarabia, że płacisz komuś za mieszkanie, które nigdy nie będzie twoje? Dla wielu ludzi to absurd, jak wynika z komentarzy pod naszymi artykułami. Ja nie rozumiem takiego myślenia, nigdy w ten sposób do tego nie podchodziłam. Przecież ktoś mi coś użycza, a ja z tego korzystam. Poza tym płacę też za to, że w każdej chwili mogę wyjść stąd i nie wrócić. Wydaje mi się, że po prostu kupuję sobie ten luksus, że jestem niezależna, nieuwięziona. Traktuję to, jak kupowanie biletu na autobus i wszystkie tego typu czynności. Nigdy nie uważałam, że wynajem to wyrzucanie pieniędzy. Oliwia: W Polsce ludzie postrzegają płacenie za mieszkanie, które nie będzie twoją własnością za stratę pieniędzy. Sama funkcja lokalu jako miejsca do życia, nie jest ceniona. To trochę brzmi tak, jakby ktoś mi robił łaskę, że w zamian za pieniądze wynajmuję mieszkanie. Przecież to jest pewna wymiana. Nie traktuję tego tak, że ktoś mi zabiera moje pieniądze i jest szczęśliwy z tego powodu. Klatka schodowa Foto: Piotr Kaczor Kamienica, w której znajduje się mieszkanie Marty Foto: Piotr Kaczor Oliwia: Wydaje mi się, że takie postrzeganie wynajmu wynika częściowo z rozdrobnienia rynku. Wynajmujemy od prywatnych osób i nie postrzegamy tego jak zwykłej usługi, z której korzystamy, tylko jak dokładanie komuś do budżetu. Nie myślimy o tym, że przecież mieszkamy w tym lokalu, tylko, że ktoś na nas zarabia. Dokładnie, to jest właśnie problem. Miałam długą dyskusję z moim wspólnikiem, który długoterminowo wynajmuje samochód. Pytałam go, dlaczego nie kupi auta – odpowiedział, że jak się zepsuje, to ktoś przyjeżdża i naprawia, a jak mu się znudzi, to może wymienić na inny. To jest pewien luksus, na który nas stać. Mogę sobie powiedzieć, że dzisiaj chcę mieszkać na Mokotowie, a za pół roku na Bielanach. Nie mam poczucia, że komuś oddaję coś co mu się nie należy. Oliwia: Często spotykamy się z tym, że ludzie w wynajmowanym mieszkaniu nie czują się jak w domu. U ciebie jest chyba inaczej. Czuję się tutaj bardzo u siebie, ale to dlatego, że jestem świadoma tego, czego potrzebuję i szukam mieszkań, które mogę potem urządzić. Nie wyobrażam sobie życia w brzydkim mieszkaniu. Kiedyś sobie zdałam sprawę z tego, że nie jestem w stanie zaprzyjaźnić się z osobą, która ma brzydko w domu. Ja wiem, że to jest straszne i zlinczują mnie za to zdanie, ale wychowałam się w pięknych wnętrzach i to ma dla mnie gigantyczne znaczenie, uczę też tego mojego dziecka, że otoczenie ma znaczenie. Zobacz również: "Bieganie boli"
. 498 249 379 411 265 137 476 251
dziecko biega po mieszkaniu